Östermalmstorg. Godzina 15. Beata ma pół godziny przerwy między jedną a drugą pracą. To ledwie wystarcza na zjedzenie kanapki. O normalnym obiedzie nie można nawet myśleć. Nie może spóźnić się do pracy, bo każde spóźnienie to groźba jej utraty. Zresztą to się nie opłaca. Będzie musiała zostać dłużej, bo pracy mniej nie będzie. A i tak nie kończy nigdy wcześniej niż o 23-ciej. Praca musi być wykonana. Bez względu na ilość godzin.
Najpóźniej o godzinie 10 rano Beata musi już być w jednym z kilku mieszkań na Östermalmie, które sprząta. Pracodawcy są wymagający. Po ich powrocie do domu, mieszkanie musi lśnić czystością. Po krótkiej przerwie, zaledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym pracuje rano, znajdują się biura, w których sprząta wieczorami. To trochę mniej nerwowa praca, ale za to cięższa.
Nigdy nie wiadomo, ile potrzeba czasu, by całe biuro sprzątnąć. Godziny wyliczone przez szefa Beaty nie zawsze wystarczają na dokładne posprzątanie. Ale to zupełnie nikogo nie interesuje. Najmniej szefa. Praca musi być wykonana. Jak wszystko pójdzie dobrze, to tuż przed północą będzie w domu. I tak już od roku.
Beata przyjechała do Szwecji wiosną zeszłego roku. Zaledwie parę dni na zaaklimatyzowanie się, a później już tylko praca. Jeden dzień w tygodniu jest wolny. I to nie zawsze. Gdy nagle okazuje się, że trzeba zrobić coś dodatkowo, to musi iść do pracy także w niedzielę. Następne dni jest tak zmęczona, że nie wie, który jest dzień tygodnia. Ale to nie ważne. Przyjechała tutaj żeby pracować. I żeby zarobić pieniądze.
Beata pochodzi z małego miasta na zachodzie Polski. Miasteczko nie całkiem małe, a nawet, jak na warunki szwedzkie, to duże. Jeszcze w Polsce Beata pracowała najpierw w restauracji, później jako barmanka, później…. Lista jest długa. I najczęściej pracowała na czarno. Przez kilka miesięcy była także we Włoszech, gdzie pracowała przy zbiorach. Ciężka, ale dobra praca. Po powrocie do Polski starczyło na kilka miesięcy życia. Ale później znowu to samo: dorywcze zatrudnienia, i często słabo płatne.
Któregoś dnia spotkała koleżankę, która była wcześniej w Szwecji i pracowała tutaj przy sprzątaniu. Pracę znalazł jej mieszkający tutaj Polak. Oczywiście nie za darmo, ale opłaciło się. Pracować w Polsce za „psie grosze”, czy pracować w Szwecji za korony? Beata długo nie zastanawiała się. Nie ma żadnego konkretnego wykształcenia, nie ma więc i złudzeń, że jej życie w Polsce może jakoś się ułożyć.
Jechała do Szwecji wiedząc, że czeka na nią tutaj praca. Wiedziała, że ten, który będzie ją zatrudniać, pewnie jej nie oszuka, bo nie oszukał jej koleżanki. I rzeczywiście, na razie dostaje wypłatę. Nie spodziewała się jednak, że będzie pracować 10-13 godzin dziennie.
Nigdy tak ciężko nie pracowała. Ale pracy nie boi się. Najgorzej było na początku, zanim przyzwyczaiła się. Nazywają to „koceniem”. Jak ktoś przejdzie przez ten pierwszy okres, to już później da sobie radę. Przynajmniej jest szansa, że wytrzyma przez rok, dwa. Dłużej się nie da. Ludzie wariują, albo zaczynają chorować, albo szukają innej pracy.
Po roku pobytu w Szwecji czuje się zahartowana. Ale nie oznacza to, że pogodziła się ze swoim losem. Chciałaby coś zmienić, chciałaby trochę „normalności”. Wie jednak, że nie może odmówić pracy. Nie może poprosić swojego szefa o to, by mogła pracować tylko 8 godzin dziennie. On nie lubi takich dziewczyn. Przecież nie pracują tylko dla siebie – przede wszystkim pracują dla niego. Czy one tego chcą czy też nie. Beata mówi o nim „mój alfons”. I można mieć nadzieję, że to naprawdę tylko złośliwość, a nie prawda. Zresztą nie powiedziałaby mi tego.
Zna wiele adresów w Sztokholmie, ale to najczęściej adresy prywatnych domów w dobrych dzielnicach i biur, które sprząta. Nigdy nie była jeszcze w Skansenie, nie miała ani czasu ani siły na zwiedzanie Sztokholmu. Jedyna przyjemność, na jaką może sobie pozwolić, to sobotnia, bardzo późna, polska dyskoteka w jakiejś knajpie.
Nie, tak długo nie można. Ale jaka jest alternatywa? Powrót do Polski? Wciąż ma za mało pieniędzy. Nawet jeśli starczy na kupno mieszkania, a za co je później utrzymać? Marzenia? Pewnie, że ma marzenia. Ale takie normalne. Nie takie jak inni, którzy marzą tylko o tym, by kupić mieszkanie, samochód, dobre ciuchy… Ona chce pracować. I zapewne zostanie w Szwecji. Nauczyć się wreszcie języka, wyzwolić od swojego szefa i na wakacje jeździć do Polski. To są całkiem normalne marzenia. Nic skomplikowanego.
„Lepiej pracować u Szwedów i dla Szwedów” – to opinia, którą powtarzają niemal wszyscy, którzy tutaj przyjechali do pracy. Rzadko Polacy pracujący w Szwecjimówią coś dobrego o swoich polskich pracodawcach. Zawsze jest to samo: płacą gorzej, wymagają więcej i jeszcze oczekują wdzięczności. A kto jest najgorszy? Ci, którzy jeszcze niedawno, kilka lat temu, sami sprzątali u innych, a teraz otworzyli własne firmy. Ci są najgorsi.
A konkretne marzenie? – zastanawia sią Beata. ”Założyć własną firmę i zatrudniać innych Polaków”….
Tadeusz Nowakowski