Był początek lat 80-tych, zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Nagle, wbrew zamiarom, znaleźliśmy się w Szwecji. Powrót do Polski rządzonej przez Jaruzelskiego wydawał się niemożliwy.
Spotykaliśmy się na demonstracjach w Sztokholmie. Wielu z nas trzymało w ręku ręcznie malowane plakaty, które przygotowywał Leszek Kukulski – grafik i architekt, który całym sercem zaangażował się w obronę Solidarności. Najbardziej ceniliśmy sobie plakat z Lechem Wałęsą. Ja, i wielu moich znajomych, takie plakaty dostaliśmy od Leszka w prezencie – wisiał u mnie na ścianie w mieszkaniu przez wiele lat. Zdjąłem go dopiero, gdy Wałęsa został prezydentem.
W sierpniu 1980 roku byłem z przyjaciółmi ze studiów w Monachium – pracowaliśmy na budowie, by zarobić na mieszkanie lub samochód w PRL-u. Tam zaskoczyły nas informacje o strajkach w Gdańsku. Pierwszy raz usłyszeliśmy o Wałęsie. To był niemal jedyny temat naszych rozmów. Jeden z moich kolegów tak bardzo przeżywał wydarzenia w Polsce, że nazwaliśmy go ”Wałęsa”. We wrześniu wróciliśmy do innej Polski, a przywódca ”Solidarności” stał się bohaterem nowych czasów. Naszych czasów.
Skomplikowane czasy PRL-u obfitowały w skomplikowane życiorysy. Niewielu miało odwagę przeciwstawić się systemowi zniewolenia. Nie mówiąc o tym, że nie zawsze było to proste. Większość instytucji, miejsc pracy podporządkowana była jednej ”słusznej” ideologii. Młodzież w szkołach gremialnie wpisywano do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej – nikt się nie pytał, czy ktoś chce, czy nie. By pisać historię tamtych czasów, trzeba zrozumieć ich specyfikę. Strach i obawy towarzyszyły nam na codzień. Lech Wałęsa miał odwagę by protestować. I, jeśli wierzyć dokumentom SB, zapłacił za to wysoką cenę, godząc się w pewnym momencie na współpracę.
Czy ta informacja cokolwiek zmienia (jeśli przyjmiemy, że jest prawdziwa – bo Wałęsa nadal temu zaprzecza) w moim podejściu do Wałęsy? Nic. Zredukowanie Lecha Wałęsy – zwycięzcy nad komunizmem, naszego największego współczesnego historycznego symbolu – do poziomu agenta, jest zabiegiem nie tylko etycznie podejrzanym, co karkołomnym.
”Paradoks polega na tym, że destrukcja mitu Wałęsy nie była możliwa w PRL, a staje się możliwa dopiero dziś – pisał w komentarzu Jarosław Kurski, były rzecznik prasowy Wałęsy. ”Bezpieka triumfuje zza grobu. Oto ubecka operacja dyskredytowania Wałęsy jako narodowego przywódcy zostaje dokończona rękoma współczesnych”. I kontynuuje: ”Tu chodzi o podłożenie ładunku pod fundament III RP, o ustanowienie nowych hierarchii i nowych autorytetów. O napisanie historii Polski ostatnich lat na nowo. „Prawdziwymi” bohaterami mają się stać ci, którzy po 1989 r. czuli się pomijani w „dystrybucji godności i zasług”. Czas więc na „redystrybucję” – według klucza ustanowionego przez zwycięzców ostatnich wyborów”.
Dla mnie Lecha Wałęsa na zawsze pozostanie Lechem. Bo takiego go pamiętam i to on uosabia dla mnie wolność, którą Polska odzyskała. Tym bardziej, że wyznawcy spiskowych teorii o Bolku tak chętnie dzisiaj uczestniczą w demontażu tego wszystkiego, co Polska osiągnęła w ciągu ostatnich 25 lat.
Najbardziej trafny i zarazem niezwykle poruszający komentarz, jaki wyczytałem na stronie Facebooka jednej z moich znajomych, brzmiał:
Wiecie, jakie mam marzenie na drugą połowę życia? Żeby to była połowa życia i żeby stanąć obok Prezydenta Lecha Wałęsy i na chwilę potrzymać flagę Solidarności.
Aż strach pomyśleć, jak takie proste życzenie, może być dzisiaj trudne do spełnienia…
Tadeusz Nowakowski