Zwykłe niezwykłe życie

Historia literatury pełna jest takich opowieści, a kolejni autorzy wciąż stają przed wyzwaniem, jak pokazać zwykłych bohaterów wplecionych w niezwykłe życiorysy.

Leżą przede mną trzy książki autorek związanych ze Szwecją. Każda inna, a jednak łączy je wspólna cecha: opowiadają o ludzkich losach. Homer napisał, że taki już jest los ludzkich rodów, jak losy nietrwałych liści. Jedne na ziemię wiatr zrzuca, a inne wydaje. Można się o tym przekonać porównując ze sobą chociażby książkę Anny Winner ”Jak ziarnka pisaku” i książkę Jolanty Szutkiewicz ”Ludzie o złotym sercu”. Książki warsztatowo i konstrukcyjnie różne, ale obydwie stawiające sobie wspólny cel: opowiedzieć o ludziach spotkanych w życiu autorek.

Książkę Jolanty Szutkiewicz recenzuje Zygmunt Barczyk, celnie podkreślając jej altruistyczną wymowę. Autorka opowiadając o ludziach, którzy potrafią otwierać swoje serca dla innych, stworzyła książkę pełną pozytywnej energii, której w zagonionym i pełnym gwałtownych wydarzeń świecie, tak często brakuje. Celem życia jest życie z celem – mówi pośrednio Szutkiewicz. Świat pełen jest fascynujących ludzi, wystarczy do nich dotrzeć i poznać – to droga do tego, by znowu uwierzyć w ludzi.

”Człowiek o złotym sercu? Spotkałam Go! Spotkałam Go wielokrotnie w moim życiu. W chwilach, które wydawały się tak trudne, że wręcz nie do przezwyciężenia. I wtedy pojawiał się On i otwierał swoje serce dla mnie. Podawał mi swoją pomocną dłoń, a problemy przede mną stawały się jakby mniejsze i możliwe do pokonania” – pisze w Słowie Wstępnym autorka.

W światowej literaturze znajdziemy wiele opowieści o altruistach. Ale ludzka natura jest przekorna i częściej naszą świadomość wypełniają opowieści o nieszczęściach, ponurych życiorysach i skomplikowanym losach ludzkich. ”Wzajemnie zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się złem – napisał kiedyś ksiądz Mieczysław Maliński. I właśnie w tym przesłaniu widzę wartość książki Jolanty Szutkiewicz.

Z kolei bohaterowie książki Anny Winner są znacznie bardziej skomplikowani. Zapewne niejeden z czytelników powiedziałby, że to książka ”bardziej prawdziwa”, prosto z życia. Być może.

”Bohaterów tych czterech opowiadań poznałam w Szwecji, gdzie mieszkam od grdun ia 1981 roku – pisze we wstępie Anna Winner. – Niektórzy z nich byli moimi serdecznymi przyjaciółmi, z innymi spotykałam się sporadycznie. Spyta ktoś: dlaczego tylko cztery? Przecież w ciągu 35 lat na pewno przewinęło się przez twoje życie znacznie więcej ciekawych osób? Tak, to prawda, ale gdy idzie się plażą, nie zapamiętuje się wszystkich ziarenek piasku. W pamięci zostają znalezione muszelki, okruchy bursztynu, szkiełko oszlifowane przez fale morskie, również niektóre ślady głęboko odciśnięte w piasku. Moi bohaterowie byli tak barwnymi postaciami, że jak te kolorowe, oszlifowane szkiełka, pozostawili niezatarte ślady”.

Książka ”Jak ziarnka pisaku” to kolejna pozycja w dorobku Anny Winner, której twórczym źródłem byli spotkaniu na jej drodze ludzie – czasami przypadkowi. Tak było i z książką ”Trudne miłości” i z ”Nieprzewidzialne skutki złamania nogi, czyli Stockholm’s Taxidrivers”. Autorka to cierpliwy słuchacz, dociekliwy podpatrywacz, mimowolny ale zaangażowany uczestnik wydarzeń. ”W człowieku drzemie siła – zwłaszcza, gdy nie tłumi swojej inteligencji, chęci życia, otwartości na innych” – czytamy na okładce książki. Historia o Czarnej Jolce czy Nocne opowieści Ewy to najlepsze przykłady takich postaw. Im bardziej skomplikowane jest życie bohaterów książki, tym więcej energii nabiera pisanie Anny Winner. A gdy do tego dołożymy fakt, iż ci bohaterowie związani są ze Szwecją na podobnych zasadach jak wielu z Polaków tutaj mieszkających (czy to przez podobieństwo z drogą, jaka ich do Szwecji sprowadziła, bądź problemami, z którymi musieli się tutaj uporać), książka w sposób przekorny mówi o nas samych. To mocna strona tej książki.

Jako czytelnik mam jednak zastrzeżenie do warsztatowej strony książki – podobnie jak poprzednie napisana jest w tej samej konwencji dialogów autorki z bohaterami opowiadań. Nie przekonują mnie słowa recenzenta na okładce książki, że ”rozmowa – wzajemna ciekawość, uwaga skierowana na drugą osobę, empatia – to wielka wartość, trochę ostatnio zapomniana”. W przypadku Winner te dialogi wyglądają czasami sztucznie, a już z pewnością niepotrzebnie. Najczęściej nic nie wnoszą poza zwróceniem naszej uwagi, że autorka jest w tej historii obecna, że może popisać się wiedzą nieznaną jej bohaterom. A przecież barwne i poruszające historie jej bohaterów bronią się same. Ba, dla literackiego efektu warto by je jeszcze podfabularyzować.

Jak zatem w kontekście do książek Jolanty Szutkiewicz i Anny Winner odnieść się do trzeciej książki o dość prowokującym i nie do końca zrozumiałym tytule ”Barbariska hunden”? Autorka, debiutantka Beata Johansson (jak czytamy na okładce książki, kobieta pochodząca z Polski wchodząca w średni wiek) publikuje własnym sumptem książkę opowiadającą – jak należy domyślić się – o jej własnym życiu w Szwecji. A raczej… o problemach z życiem w Szwecji. Książka wydana niezbyt starannie po szwedzku (ale drukowana w Polsce) budzi sprzeczne uczucia: nie wiadomo czy wziąć ją na poważnie, czy z przymrużeniem oka? Johansson reklamuje książkę jako powieść, ale bardziej przypomina ona materiał badawczy dla psychologa. To bowiem bardzo swoisty dziennik schizofreni – który miałby swoją wartość jako literatura, gdyby – prawdopodobnie – nie był zapisem autorskim potraktowanym z całą powagą. W odróżnieniu od wcześniej omawianych książek,  w tym przypadku mamy do czynienia z literatura, która staje się zwierciadłem psychicznego stanu autorki.

Czegoś tak ”odlotowego” nie czytałem dawno. Z jednej strony pasjonująca lektura, z drugiej komiczna, z trzeciej przerażająca… Bohaterka książki (autorka?) jest przekonana, że świat sprzysiągł się przeciwko niej i ją prześladuje. Tym tytułowym ”barbarzyńskim psem” stają się szwedzkie media – głównie Aftonbladet i TV4 – które celowo publikują artykuły bądź emitują programy, które mają ”bezpośredni” związek z wydarzeniami osobistymi, w które zaplątana jest bohaterka książki. Dochodzi nawet do tego, że prezenterki w telewizji ubrane są celowo w takie same sukienki, które nosi Amanda – główna bohaterka. ”Barbarzyński pies” pustoszy także z pieniędzy konta bankowe Amandy, a w dodatku zmienia sygnał GPS w samochodzie, wydłuża celowo drogę, by nasza bohaterka nie mogła dojechać na czas w wyznaczone miejsce. Nie pomaga nawet ucieczka do Londynu – tam również na każdym rogu ”barbarzyński pies” śledzi jej każdy krok i ją prześladuje wyłączając sygnał internetu i blokując telefon.

Gdyby nie moje podejrzenia co do konstrukcji psychicznej autorki, to – przy pewnej pracy redakcyjnej i językowej (chociaż książka napisana jest całkiem dobrym szwedzkim!) – uznałbym książkę za ciekawą i wartą polecenia. Ale Beata Johansson to raczej jakaś mistyczna postać, która jeżeli nie zadrwiła sobie z nas czytelników, to książką ”Barbariska hunden” stara się jedynie uleczyć własną rozbujałą wyobraźnię.

Tadeusz Nowakowski

Jolanta Szutkiewicz: Ludzie o złotym sercu. Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2016, s.175
Anna Winner. Jak ziarnka piasku. Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Warszawa 2016, s.320
Beata Johansson: Barbariska hunden. (brak wydawcy), druk: Sowa, Piaseczno, (brak roku wydania, prawdopodobnie 2016) s.283

Lämna ett svar