ZYGMUNT BARCZYK: Fryburg i Berno, szwajcarskie poziomki

Wysiąść w Vevey, przejść się bulwarem biegnącym brzegiem Lac Leman (Jeziora Genewskiego). Rozpocząć spacer u wrót głównej siedziby Nestlé, dojść w szpalerze dorodnych platanów do portu jachtowemu w La Tour de Peilz. Poddać  się czarowi świata nierzeczywistego poniekąd, ukazanego bowiem w stanie piękna doskonałego. Co czuli mieszkający w pobliżu: Dostojewski, Gogol, Sienkiewicz, Gounod, Chaplin, Paderewski? Wzrok skupia się na majestatycznych szczytach Alp po przeciwległej, francuskiej stronie jeziora. Wśród  nich dominujący w pejzażu masyw Dents-du-Midi z charakterystycznymi zębami ośnieżonych grani. Doskonałość dekoracji nie do uchwycenia fotografią, jeśli nie chce się popaść w banał.

Tadeusz z Joanną goszczą mnie i Elżbietę w Vevey zawsze serdecznie, chętnie też obwożą po krainie słynącej z nadmiaru atrakcji. Nad miastem łagodne wzgórza, w pobliżu opadające tarasowo ku wodom jeziora winorośla prowincji Lavaux , nieco dalej znany z serów i urody region Gruyére. Całkiem nieopodal słynne Montreux: kasyno, rauty, świetne lokale. Gościli tam: Czajkowski, Strawiński, Nabokov. Dostojewski swojego „Gracza” napisał w ciągu miesiąca, by spłacić zaciągnięte tam karciane długi. Dziś to siedziba prestiżowych imprez (słynny Montreux Jazz Festival) i miejsce pobytu gwiazd świata rozrywki.

Tadeusz zabiera nas często w głąb kraju, ku granicy Szwajcarii Romańskiej, do Fryburga, gdzie pracuje. Mam szczęście. W twardej konkurencji pięknych miast  Szwajcarii właśnie amfiteatralny Fryburg stał się moim miastem poziomkowym. Poniekąd i stało się nim pobliskie Berno, ale po kolei.

Na rzeczony Fryburg składają się de facto dwa miasta ( górne i dolne) w których obecne były i są nadal dwa wyznania ( katolicyzm i protestantyzm) i dwa języki,( dziś miasto jest w 2/3 francuskojęzycznym, w 1/3 niemieckojęzycznym). Mieści się tam dwujęzyczny katolicki uniwersytet państwowy, znany Polakom chociażby z tego, że rektorem i profesorem był tam dominikanin Józef Maria Bocheński. Trapiony waśniami religijnymi i świeckimi walkami o wpływy ale i znaczony dziełami chętnie tu osadzających się zakonów, Fryburg jako jedyny potrafił w biegu wojen religijnych utrzymać atrakcyjność katolicyzmu, stając się bastionem papieskim pośród okolicznych miast reformacji (vide Berno).

Miasto powstało przy jednym z niewielu w okolicy brodów, jako gród obronny który  usadowił się na skalnym cyplu u stóp którego płynie rzeka Sarine. Do dziś odciśnięty jest średniowieczną formą zabudowy. Między Miastem Dolnym ( zanurzonym w przeszłości) a Górnym ( bardziej kosmopolitycznym) kursuje kolejka-zębatka zwana ”Funi”. Można też zejść ku rzece pieszo. Mija się gustowne kamienice ( ponad 200 fasad gotyckich z XIV wieku), zgrabne placyki, kafejki, sklepiki z różnościami, trochę składów z archaikami, galerie sztuki, ot wszystko czego się spodziewaliśmy jest na miejscu, jakże inaczej. Za każdą wizytą zachodzę do katedry św. Mikołaja, by kolejny raz dać się zauroczyć genialnymi proporcjami gotyckiego wnętrza i marzennymi witrażami Józefa Mehoffera ( z krakowskimi motywami, portretami bliskich, ukazującymi chyba bardziej boskość życia niż życie w Bogu) .

Lubię znaleźć się też na przeciwległym zboczu miasta, wędrując Chemine de Lorette, następnie  Chemine Mongout, przystanąć koło Monastére de Montorge, klasztoru kapucynów. Mogę stamtąd do woli napawać się widokiem miasta amfiteatralnie opadającego ku rzece. Stojące w rzędach, ściśle do siebie przylegające kamienice, wbite w strome jak ściana wąwozu zbocze, patrzą na mnie oczyma swych okien, jakby siedziały na kamiennych ławach odeonu Herodes Atticus, oczekując na rozpoczęcie kolejnego spektaklu dnia.

Pobliskie Berno. Miasto niewielkie choć stołeczne. Położone na smukłym półwyspie stworzonym przez półkole rzeki Aare. Senny gród otoczony naturalną fosą. Widziany z góry kojarzy się z broszą i to starannie inkrustowaną. Przybliżając obraz obiektywem kamery widać starówkę ułożoną w misterny wzór. Złudzenie to możliwe jest za sprawą stojących w szpalerach, podobnych do siebie kamienic o nieco ”protestancko posępnych” fasadach z szaro-zielonego piaskowca i o rdzawych spadzistych dachach. Wśród nich słynna wieża zegarowa, otoczona jedenastoma fontannami. Wyraźnie odznaczają się cztery długie, lekko wijące się ulice, niemal pozbawione przecznic. Nawet w deszcz można stąpać po nich suchą stopą, jako że pasaże biegną pod długimi na 6 kilometrów arkadami. Stare Berno można uchwycić w całości obiektywem kamery ze wzniesienia na które trzeba sie wspiąć promenadą przy ulicy Aargauerstalden. Świetny punkt. Tam berneńską broszkę trzyma się w dłoni.

Szwajcarskość. Byt sam w sobie. Krajobrazy za to zniewalające. Kiedyś z kolegą z Sztokholmu stanąłem na wzgórzu nad Montreux. Podziwialiśmy widok na miasto przycumowane do brzegu jeziora obramowanego złotymi od słońca górami. Długo w ciszy kontemplowaliśmy rozpostarte przed nami dzieło świata. Wtem usłyszałem jego głos: – Jak można zdzierżyć tak nieznośne piękno?

No cóż, trzeba by o to spytać  Veveyczyków, Fryburgczyków, Bernczyków.

Zygmunt Barczyk

Lämna ett svar