Satyra służy temu by czasami połapać się w rzeczywistości – a ”rzeczywistość” każdy widzi inaczej. Może właśnie dlatego jednych śmieszą dowcipy obnażające Kaczyńskiego, innych Tuska. Ale wbrew powszechnemu przekonaniu dzisiaj śmiechem nie odmienia się już niczyich poglądów, a raczej utrwala poczucie jedności ”wyznawców”.
Przykłady można mnożyć: oto mem na którym na krześle siedzi aktorka Katarzyna Łaniewska (znana z ”Plebanii” i swojego poparcia dla PiSu) i dziarga na drutach wełniany sznur wisielczy. Podpis pod memem: ”Szalik dla zdrajców Polski”. Mem pojawił się na stronach internetowych Klubu Gazety Polskiej w Chicago.
Przykładem obrazującym poczucie humoru drugiej strony może być rysunek satyryczny, który ukazał się na internecie przed świętami Bożego Narodzenia, na którym koło choinki stoi mąż i żona, a mąż mówi: ”Chciałaś choinkę z dużym czubkiem, to masz!”. Na szczycie choinki, zamiast gwiazdki, portret Macierewicza.
Satyra chłoszcze, ale też zbliża – mówił kiedyś Jacek Fedorowicz. – Kładzie makijaż na złą twarz osoby wyśmiewanej, uczłowiecza ją i przez to usypia społeczną czujność. Satyra pomaga w tym by połapać się w rzeczywistości ale nie należy jej roli wyolbrzymiać. Kilka rysunków czy zdjęć internetowych zamieszczonych w internecie ze śmiesznymi podpisami, kilka kawałków wszystkiego nie odmieni. Kropla drąży skałę, ale to tylko kropla, a skała jest skałą – mówił w wywiadzie przeprowadzonym przez Pawła Smoleńskiego.
Można odnieść wrażenie, że przez Fedorowicza przemawia dzisiaj gorycz. Zresztą już tytuł wywiadu z nim (”Przepraszam za mało żartobliwy ton tej rozmowy”) świadczy o tym, że nastały czasy, w których nie wszystkim jest dzisiaj do śmiechu, mimo, że tematów dla satyryków nie brakuje. Powaga i rozdrażenienie, z jaką niektóre środowiska przyjmują kierowane pod swoim adresem żarty, skąłania do postawienia pytania: czy Polacy to mają poczucie humoru?
– Czasami nam się zarzuca, że jesteśmy ponurzy, ale myślę, że to nieprawda — mówi prof. Wojciech Polak, historyk z UMK w Toruniu, autor książki „Śmiech na trudne czasy. Humor i satyra niezależna w stanie wojennym w latach wojennych i w latach następnych (13 XII 1981-31 XII 1989)”. – Jesteśmy weseli, lubimy się śmiać. Mamy poczucie humoru, które umiemy wykorzystywać w trudnych momentach naszych dziejów. Ciekawe jest to, że różne dowcipy czy zabawne formy literackie pojawiają się nawet w czasach bardzo dramatycznych dla Polski. Tak było podczas II wojny światowej czy w stanie wojennym, w stalinowskich więzieniach czy na zesłaniu. Był to sposób na podtrzymywania się na duchu.
Ale też z drugiej strony, sprawujący władzę – czy to z powodu swojego nadętego ego, czy też na skutek nadgorliwości swoich popleczników – nie potrafią zachować dystansu do samych siebie i przez to stają się jeszcze łatwiejszym łupem dla prześmiewców. Chociaż nie zawsze jest do śmiechu, gdy satyrykom lub osobom rozpowszechniającym treści satyryczne grozi się konsekwencjami prawnymi. To, że w historii systemów totalitarnych znane są przypadki prześladowań za rozpowszechnianie dowcipów nie dziwi: w PRL-u, po interwencji ambasady sowieckiej, telewizyjny kabaret Olgi Lipińskiej zdjęto z anteny na kilkanaście miesięcy za opowiedziany przez Jana Kobuszewskiego dowcip: „Kto zamawiał ruskie? Nikt, same przyszli”. Bohdan Smoleń z grupy Tey trafił do kolegium ds. wykroczeń za to, że sprzeniewierzył się ustalonemu z cenzorem wariantowi tekstu w programie ”Ostry dyżur” i odstąpił od niego w trakcie występu. Ale, że podobne konsekwencje można wyciągać w dziesiejszych czasach, to budzi zdumienie. Warto przypomnieć w tym miejscu historię twórcy serwisu Antykomor.pl.
Wydawać by się mogło, że w dobie wolnego słowa nadawcom satyry politycznej nie grożą już sankcje instytucjonalno-prawne, tymczasem twórca serwisu Antykomor.pl, Robert Frycz, we wrześniu 2012 r. został uznany winnym znieważenia prezydenta RP – pisze Magdalena Mateja w artykule ”Satyra polityczna w mediach. Wolność słowa a tabu śmierci”. – Sąd uznał, że część zdjęć zamieszczonych w serwisie Frycza, głównie fotomontaże zawierające wizerunek prezydenta, nie znieważają go. Natomiast za znieważające głowę państwa uznano zdjęcia „o wyraźnym kontekście erotycznym, seksualnym”; zdaniem sądu te „znieważające, obrażające, uwłaczające” obrazy nie miały nic wspólnego z aktualnym komentarzem politycznym czy dyskusją . Ponadto sędziowie napiętnowali umieszczone na stronie gry, w których można strzelać z broni ostrej do wizerunków prezydenta: „W ocenie sądu jest to propagowanie agresji w cyberprzestrzeni”. Stąd kara ograniczenia wolności dla tego, który – zdaniem sądu – ją złamał”.
Sprawa Frycza wywołała falę krytyki nie tylko zwolenników Prawa i Sprawiedliwości (czyli politycznych przeciwników prezydenta Komorowskiego), ale także i drugiej strony, która uznała, że ściganie twórców stron satyrycznych (nawet jeśli są one grubańskie i w zły guście) ociera się o próbę cenzurowania. Okazuje się jednak, że nikt nie wyciągnął z tej historii żadnych nauk – wkótce potem prokuratura w Nowym Sączu wydała postanowienie o przeszukaniu i żądanie wydania przedmiotów przez autora nagrania opublikowanego na fan page ”Sekcja Memów” o tytule: ”Pijany prezydent Andrzej Duda kradnie kwiaty spod pomnika Romana Dmowskiego”. Młodego 17-latka oskarżono o znieważenie prezydenta.
Mimo takich przypadków Polska stosunkowo rzadko pojawia się w raportach międzynarodowych organizacji pozarządowych, w kontekście cenzury Internetu. Nie oznacza to jednak, że wolność słowa nie ma granic. Państwo polskie w ramach istniejącego prawa ściga i karze za przestępstwa popełniane w sieci, tj. za rozpowszechnianie pornografii dziecięcej, treści rasistowskich, nadużycia ocharakterze gospodarczym, wreszcie za zniesławienie. ”Niepokoi fakt, że ponawiane są próby wprowadzenia regulacji zmierzających do ściślejszej kontroli sieci, a czyni się to pod pretekstem wzmocnienia bezpieczeństwa narodowego oraz koniecznością eliminacji agresji językowej, pornografii dziecięcej itp. – pisała już w roku 2012 Magdalena Mateja. Dzisiaj jest to już faktem – nowe regulacje przyjęte przez Sejm i Senat mogą być wykorzystywane do politycznej kontroli nad Internetem.
Specyfika polskiego życia politycznego, olbrzymia polaryzacja, spowodowały, że satyra polityczna podzielona jest w taki sam sposób jak podzielona jest cała Polska. Żadna ze stron nie oszczędza drugiej, a dowcipy stają się coraz grubsze i ostrzejsze. Właśnie na ten temat pisze wspomniana już Magdalena Mateja:
”Kilka tygodni po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w programie Poranny WF Wojewódzki i Figurski w radiu Eska Rock wyemitowano utwór pt. Do celu. W utworze pojawił się refren o następującym brzmieniu: „Jarek po trupach do celu, każdy chce leżeć naWawelu”, co stanowi oczywiste nawiązanie do okoliczności pochówku Lecha i Marii Kaczyńskich oraz do strategii prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Bezpośrednim celem dziennikarskiej satyry był nie zmarły polityk, a jego brat – bliźniak, ów niuans prawdopodobnie przesądził o wyemitowaniu materiału w medium tradycyjnym. Utwór spotkał się z krytycznym stanowiskiem przewodniczącej Rady Etyki Mediów oraz szefowej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, warto jednak odnotować, iż Krystyna Mokrosińska (SDP) nie podjęła jednoznacznie wątku łamania zasad etyki w tekście Do cel, operując mniej wyrazistymi kategoriami dobrego smaku i kultury dziennikarskiej. Jak zauważa Piotr Jóźwiak, Kodeks karny, nie zna przestępstwa, które polegałoby na zniesławieniu osoby zmarłej albo pamięci po niej. Czyn taki zgodnie z polskim prawem karnym nie jest przestępstwem, zatem jego sprawca nie podlega karze. „W odniesieniu do osób zmarłych można mówić już nie o ochronie ich czci, ale o ochronie ich pamięci, która to ochrona jest możliwa na gruncie prawa cywilnego, w drodze powództwa o ochronę dóbr osobistych osób bliskich dla zmarłego”. Trudno jednak ustalić granicę, do której winna sięgać ta ochrona, a wątpliwości pogłębił jeszcze proces, który dziennikarzowi Arturowi Domosławskiemu, autorowi biografii Kapuściński non-fiction, wytoczyła wdowa po wybitnym reportażyście. Ustanie osobowości fizycznej przerywa wprawdzie ochronę prawną tego, kto zakończył życie, jednakże nawet wtedy trudno odmówić zmarłemu poszanowania pamięci, którą po sobie pozostawił. Stąd za przestępstwo uznano działania polegające na znieważeniu lub ograbieniu zwłok, prochów ludzkich, grobu lub innego miejsca pochówku zmarłego. W tym przypadku przedmiotem ochrony jest cześć, szacunek i spokój należny zmarłym i miejscu ich pochówku. W myśl tej zasady próbę „ocenzurowania” przestrzeni publicznej podjął latem 2010 r. dziennik „Rzeczpospolita”, a w ślad za jego doniesieniami politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz niektórzy obywatele. Zainicjowano akcję przeciwko reklamie piwa umieszczonej w pobliżu Wawelu, tj. miejscu pochówku prezydenta Kaczyńskiego, motywując działania niestosownością sloganu: Spragniony wrażeń? Zimny Lech. Napodstawie doniesienia obywatelskiego Komisja Etyki Reklamy zobowiązana była określić, czy billboard sąsiadujący z Wawelem narusza dobre obyczaje. Kompania Piwowarska tłumaczyła, że wyboru lokalizacji nośnika reklamowego dokonano ze względu na świetną ekspozycję, a hasło Zimny Lech było wykorzystywane w komunikacji marki piwa od lutego 2009 roku. Komisja Etyki Reklamy przyjęła argumentację przedsiębiorcy, uznając również, że billboard Lecha usytuowany niedaleko Wawelu mieści się w ramach przyjętych normetycznych i nie narusza dobrych obyczajów. Producenta piwa wprawdzie nie ukarano, niemniej medialne i społeczne wrzenie wokół przekazu reklamowego skłoniło Kompanię Piwowarską do zaniechania dalszej ekspozycji billboardu w kontrowersyjnym miejscu”.
Historia z ”Zimnym Lechem” ma charakter symboliczny, a baner reklamowy stał się mimowolnie przedmiotem kpin i żartów. Był często wykorzystywany przez zwolenników PiS jako przykład obrazoburczej i brutalnej kampanii wymierzonej w partię przez przeciwników politycznych. Historia satyry politycznej umieszczonej na dwóch przeciwstawnych biegunach, doczekała się już opracowań publicystycznych pokazujących ”mechanizmy” jej tworzenia oraz ich ”rodowody”. Przykładem może być praca Piotra Lisiewicza ”Od Miecugowa do Miecugowa” (Nowe Państwo, luty 2009), w której czytamy m.in.:
„Tok-szoły” telewizyjne, emitowane przez ich właścicieli rodem z posowieckich firm polonijnych, zbierają masową publiczność właśnie dzięki zapraszaniu gwiazdeczek rodem z prasy kolorowej i dowcipkowaniu na najmniej ambitne tematy. Rolę dawnych satyrycznych okienek-wstępniaków w gazetach, które dziś liczą się mniej, grają krótkie, łopatologiczne do bólu dowcipy o braciach Kaczyńskich w radiach TOK FM, Zet czy Esce. W Internecie, rzecz jasna nie na głównych portalach, znalazłem niedawno pewien komiks. Oto jeden z mężczyzn opowiada reszcie kawał, którego treści nie znamy. Nagle wszyscy wybuchają śmiechem: „Cha, cha, ten Kaczyński jest taki niski”. Po czym któryś zauważa nieopatrznie: „Znałem to samo w wersji o Eltonie Johnie”. Zapada kłopotliwa cisza. „Pieprzony homofob” – odpowiada ktoś w końcu, a reszta mu przytakuje. Dlaczego choć Kwaśniewski, Miller, Wałęsa czy Borusewicz są zbliżonego wzrostu do Kaczyńskich, medialni satyrycy nie śmieją się z tego faktu, a operatorzy telewizyjni wychodzą ze skóry, by zrobić z tamtych Goliatów? Cała operacja socjotechniczna wywodzi się wprost z satyry socrealistycznej, tylko uzupełniono ją telewizyjną techniką. Satyra socrealistyczna jako skierowana do mas miała posługiwać się obrazkiem. Ale z pewnością nie finezyjnym żartem w stylu przedwojennego skamandryckiego rysownika Zdzisława Czermańskiego. Miał być to przekaz zwulgaryzowany, odwołujący się do najprostszych skojarzeń. I nie chodziło tu tylko o rysunki, ale i o obrazki rymowane czy opisywane w krótkich opowiadaniach z morałem.
Stalinowska satyryczna socjotechnika, której najsłynniejszym przykładem był plakat „Olbrzym i zapluty karzeł reakcji”, doczekała się naukowych opracowań, zarówno za Zachodzie, jak i w Polsce. Jak pisze Karol Alichnowicz w pracy „Miejsce dla kpiarza”: „Jeśli w wizerunku Nowego Człowieka nacisk położony zostaje na »górę«, to wróg i »szkodnik« przedstawiani są w perspektywie »dołu«”. Według analizy Alichnowicza. także w wierszykach „negatywne postacie – tak jak na propagandowych plakatach – ukazywane są w pomniejszeniu jako skarlałe ludzkie figurki. Satyra skupia się w pierwszej kolejności na opisie cech somatycznych [fizycznych, cielesnych – przyp. PL], angażując jednostki leksykalne, frazeologiczne i metaforyczne, które mają sens przestrzenny”.
Przykłady? Janusz Minkiewicz charakteryzuje amerykańskiego prezydenta Trumana w wierszu „Szelki”: „Niewielkim był człeczyną”. Z kolei w opowiadaniu Tadeusza Borowskiego, „Kłopoty pani Doroty”, pan Stasinek, negatywny bohater utworu, podczas procesu w „wymiętej cajgowej marynarczynie, przestraszony i zmieszany, wyglądał na tuzinkowego urzędniczyka”.
Po co ten niski wzrost i zdrobnienia? „Formacje deminutywne [zdrabniające lub zmniejszające – przyp. PL] akcentują w tym kontekście ironiczny stosunek do postaci Trumana i Stasinka. Prezydent USA ma nie tylko niski wzrost, ale jest kimś drobnym, wątłym, mizernym. Bohater »Kłopotów…« to drżący o swoje życie, pospolity, niczym się nie wyróżniający »urzędniczyk«” – pisze Alichnowicz.
Kolejny karzeł występuje w satyrze „Tito” Wiesława L. Brudzińskiego:Tito wciąż wygłasza mowy,
Grozi, złości się i pieni
Taki führer kieszonkowy
(bo u Trumana w kieszeni).
CZYTAJ TAKŻE: Satyra jako broń (1): Dzisiaj wszystko jest dozwolone?
Lisiewicz, w zgodzie z politycznym przesłaniem swojej formacji, nie ma wątpliwości, że satyra w wykonaniu zwolenników Platformy Obywatleskiej, ma swoje korzenie w sowieckich wzorcach. Stąd też w jego opracowaniu czytamy dalej:
”Tak się składa, że Bruno Miecugow to ojciec Grzegorza Miecugowa, szefa „Szkła kontaktowego”. To nie zarzut – te sączę tu wściekle przez zaciśnięte nienawistnie zęby cały czas – tylko zabawna konstatacja. Może by tak napisać dzieło „Wątek walki z agresją w satyrze rodziny Miecugowów”?
Tę w „Szkle kontaktowym” szczególnie intensywnie prowadzono, gdy prezydent Kaczyński przemawiał na placu w Tbilisi. Już nie pamiętam, czy widzom tego programu chodziło o to, że prezydent jest niski, czy że w czasie przemówienia zająknął się. Wtedy wyobraziłem sobie czołgi Putina masakrujące to miasto jak czeczeński Grozny i poczułem… Domyślą się Państwo co, w każdym razie obdzierałbym ze skóry, jak amerykański imperialista miecugowowskiego lwa. Powstrzymam się od bluzgów, bo sam wyjdę na socrealistę. Gdyby „Nowe Państwo” miało pasek, to poprosiłbym Czytelników o sms-y w tej sprawie i umieścił je na pasku. W każdym razie połączenie wyśmiewania groteskowego patriotyczno-religijnego zadęcia z militaryzmem i agresją było typowe dla stalinowskiej satyry”.
Autor porównując dawną propagandę komunistyczną, posługuje się także przykładem fraszek, które pisał mieszkający później w Szwecji, Tadeusz Polanowski – swego czasu jeden z głównych autorów ”Szpilek” w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, później na emigracji fraszkopisarz walczący z komunizmem. Teza Lisiewicza jest jasna – ci którzy atakują PiS nie tworzą satyry, a jedynie uprawiają propagdanę:
(…) Jednym z ulubionych słów w antypisowskiej satyrze jest wymyślone przez Joannę Senyszyn z SLD słowo „kaczyzm”, podobne do faszyzmu. Nazywanie faszystami żołnierzy NSZ i AK, oskarżanie polskich emigrantów i państw zachodnich o wspieranie odradzającego się hitleryzmu to kanon socrealistycznej satyry. Przykładów podawać można by dziesiątki. Przytoczmy dwa. Jan Brzechwa tak przedstawiał poglądy emigrantów:
Watykan cud uczyni i Hitlera wskrzesi,
Wiedział Hitler, co warci Polacy i Czesi,
Wiedział jak trzeba walczyć z czerwoną zakałą –
Truman jest za łagodny, Tito – to za mało.
Gdyby Hitler zmartwychwstał, na rękę by szedł nam.
Ktoś napisał, że jednym z kluczowych oręży na fanfaronadę polityków i niedorzeczność kłamstw jest śmiech. Wspomniany Jacek Fedorowicz sytuację opisał słowami, że Polacy podzielili się na dwa wrogie obozy i co prawda humor może służyć podtrzymaniu dobrego nastroju u przeciwników PiSu, ale ”żadnym śmiechem nie przekona się tych, którzy wierzą w Kaczyńskiego”. Przykładów potwierdzających tę regułę nie brakuje. Widać to było zwłaszcza podczas demonstracji Komitetu Obrony Demokracji, gdzie czasami prześmiewcze i złośliwe plakaty określane były przez zwolenników PiS jako haniebne, bo rzekomo podważały demokratyczny wybór, z drugiej strony w pełni uzasadnione były plakaty antyKODowców wypisujących na swoich plakatach hasła o ”świniach” broniących dostępu do koryta.
Ta propagandowa walka z satyrą w tle ma dzisiaj swoją kulminację, ale nie jest niczym nowym. Kilka lat temu zaczął się ukazywać miesięcznik ”Pinezki” będęcy ”satyrycznym ramieniem Gazety Polskiej”. Pisemko początkowo ukazywało się w nakładzie 100 tysięcy nakładu i była to ostra prawicowa satyra skierowana głównie przeciwko Donaldowi Tuskowi i jego rządom, w prezydenta Komorowskiego oraz osoby i media negatywnie nastawione do Jarosława Kaczyńskiego i PiSu.
”Czasy mamy takie, że w przestrzeni politycznej coraz rzadziej używa się słów jako narzędzia komunikacji. Coraz częściej odgrywają rolę maczugi na wroga – pisał o ”Pinezkach” Sławomir Mizerski w ”Polityce”: – Dlatego najbardziej poręczne są słowa najcięższe, pozostawiające na ofiarach trwałe guzy. Cham, prostak, matoł, alkoholik, moher, hołota, żulia, faszyści, popaprańcy, ZOMO, gestapo, komuchy, zdrajcy, agenci, anty-Polacy, bolszewickie pachołki, sodomici, żydowski pomiot. Słownymi cepami wymachuje dzisiaj nie tylko tłum na Krakowskim Przedmieściu czy zastępy partyjnych funkcjonariuszy, ale także polityczni liderzy, księża, intelektualiści i dziennikarze. Nagrodą jest aplauz części rozochoconej widowni. (…) Polska zaprezentowana w „Pinezkach” to kraj przygnębiający i zupełnie nieśmieszny. To struktura opresyjna, tłumiąca wolność słowa. Państwo, w którym krytyka może skończyć się poważnymi konsekwencjami – karą finansową, nieoczekiwaną wizytą Izby Skarbowej, pozwem sądowym lub publiczną ekskomuniką. W tej sytuacji trudno się dziwić, że autorzy nie ujawniają nazwisk i ukrywają się pod pseudonimami takimi jak Pajasz, Marjot, Utuhengal, Mor czy doc. Uszczyp. Sprytnie wywiódł w pole władzę redaktor naczelny Jerzy Targalski (były wiceprezes Polskiego Radia z nominacji PiS), który prawdopodobnie ukrywa się pod pseudonimem Targamol, ale nie jest to pewne. Własnymi nazwiskami podpisują teksty tylko najodważniejsi, dawne gwiazdy telewizyjnych kabaretów: Jan Pietrzak, Janusz Rewiński, Marcin Wolski, Tadeusz Buraczewski – ludzie, którzy niczego i nikogo się nie boją.
W ich tekstach nasz kraj to „Ubekistan”, „Tuskoland” lub po prostu „Kraj Nadwiślański” – państwo, w którym „ekskrement triumfuje”, a „historia kałem się toczy”. Mrocznym tym królestwem rządzą durnie wiadomej opcji i ich pomagierzy. Krzywe zwierciadło satyry „Pinezek” ukazuje ich jako osobników dłubiących w nosach, chlających na potęgę, używających plugawego języka, gardzących wartościami i niemających litości dla demokratycznej opozycji. Ich rządzenie polega na przekrętach, sikaniu na znicze i starannym unikaniu słów „Polska” oraz „naród”. Większość z nich to byli lub aktualni współpracownicy SB, WSI i TVN24.
Te złowrogie instytucje niekiedy się zresztą przenikają i współdziałają ze sobą, na co wskazuje wiersz pt. „WSI 24”: „Mamy wsparcie i fundusze i kamery/Bo my jesteśmy WSI 24/Bo z nami Michnik, Urban, Solorz i Waltery/Bo my jesteśmy WSI 24”. Utwór nie pozostawia wątpliwości, o co tytułowej instytucji naprawdę chodzi. Sprawa jest prosta: „Ogłupimy ludzi/Ogłupimy wszystko/Nikt nas nie ostudzi/Do Rosji jest blisko”.
Z lektury „Pinezek” wynika, że ta Rosja już opanowała Kraj Nadwiślański. W tekście „Nałapać leszcza”, będącym przykładem publicystycznej satyry na poważnie, taktykę tego panowania, zainicjowaną na początku transformacji, wyjaśnia niejaki generał Szuszkin, który rozkazuje swojemu podwładnemu: „Znajdźcie kilku wariatów. Mamy czasy przełomu, wielu ludzi marzy o tym, by zaistnieć. Szukajcie tylko takich, którzy są już trochę znani i zdobyli pewną wiarygodność. Sporządźcie ich portrety psychologiczne. Mają być pełni dobrych chęci, ale gotowi na wszystko i nieobliczalni. Oni będą stanowić trzon nowego nadwiślańskiego ruchu politycznego. Dajcie im pieniądze, które oni uznają za ogromne”.
Z kolei Szczepan Sadurski (”Pinezki” czyli ciężka satyra”: www.wiadomości24.pl) tak recenzował pierwszy numer pisma, które ukazało się w 2011 roku:
Odżałowałem 2 złote, kupując ”Pinezki” i nie żałuję tego zakupu. Bo dotychczas wydawało mi się, że nie można zrobić nic gorszego niż satyryczne, antysemickie pisemka Bubla. A teraz wiem, że to możliwe. Wydawca i autorzy podobno szykowali coś a’la ”Szpilki”, a wyszedł ”Krokodyl”, tylko że jest to znacznie gorszy i skromniejszy produkt od tego radzieckiego pisma satyrycznego. Jeśli ”Pinezki” miały być przeciwwagą do urbanowego pisma NIE, to wyszło wyjątkowo kiepsko. ”Pinezki”, z podtytułem: Satyra polityczna, uprawiają satyrę walczącą. Ciężką jak diabli i chyba zrozumiałą tylko dla tych, którzy kochają PiS i prezesa Kaczyńskiego. Mogą się spodobać czytelnikom ”Gazety Polskiej”, słuchaczom ”Radia Maryja” i widzom ”TV Trwam”. Jeśli miała to być próba ośmieszenia obecnej władzy, to jest ona bardzo nieudolna. Przekonania polityczne autorów nie wystarczą, aby robić satyrę polityczną. Z kim walczą autorzy? W zasadzie, jak większość pism satyrycznych, z władzą: rządem, Tuskiem, prezydentem Komorowskim. Także z mediami i ludźmi mediów – tych, którzy nie przepadają za PiS-em i Kaczyńskim. Dostaje się tym głównie TVN-owi (zwanemu TV BUC) i jego prezesowi Mariuszowi Walterowi. Jest też Szymon Majewski (Szymo Majeran, Celebrytan), Grzegorz Miecugow (Niecugow), Justyna Pochanke (Pochamke), obie Kwaśniewskie, Monika Olejnik (Olejniak), Siekielski i Morozowski (Siekielskow i Morozow), Kamil Durczok (Durniok), Kuba Wojewódzki (Kupa Woj). Aktorka Anna Mucha przedstawiona została jako mucha i została nazwana Substytutką (śmieszne?), jest też Maciej Maleńczuk jako Prostytut. Skrót partii uciekinierów z PiS-u czyli PJN, rozszyfrowany został jako: Plujmy Jak Najwięcej, Patrzcie Jak Nasraliśmy albo Pakt Jedności Nikczemników. Prezydent Komorowski, to kamrat Putina. Jest i o Adamie Michniku i ”Gazecie Wyborczej” oraz tekst, w którym zdaje się zabawnym miało być użycie niezliczonej liczby wyrazów na: k, d, ch – więc obawiam się, że wspomnianym wyżej słuchaczom Radia Maryja ”Pinezki” mogą się jednak nie spodobać.
”Pinezki” nie utrzymały się długo. Po kilku numerach przestały się ukazywać.
Tadeusz Nowakowski
cdn
En reaktion på ”Satyra jako broń (2): Macierewicz, czyli czubek na choinkę”