Pytanie tylko: którego? Trudno mieć wątpliwości, że sprawa Stefana Michnika, byłego sędziego z czasów stalinowskich, który po 1968 roku emigrował do Szwecji i mieszka tutaj do tej pory, ma bardziej charakter polityczny, niż chodzi o wymierzenie sprawiedliwości. Władze w Warszawie domagając się deportacji Stefana Michnika do Polski chcą przede wszystkim uderzyć w wizerunek jego przyrodniego brata, Adama Michnika.
Sąd w Göteborgu po raz kolejny odrzucił żądania Warszawy o ekstradycję Stefana Michnika, po raz kolejny motywując to, że jest on szwedzkim obywatelem, a sprawa, wedle szwedzkiego prawa, przedawniła się. O ekstradycję Michnika Polska zwracała się do Szwedów już w 2010 roku (a więc za rządów PO), w zeszły roku ponownie. Bardziej stanowczo. Ale odpowiedź sądu się nie zmieniła.
Stefan Michnika ma swoje za uszami. Jego roli w czasach stalinowskich ani nie należy bagatelizować, ani zbytnio demonizować. Był jednym z wielu. Ma jednak ten ”medialny atut”, że jest rodziną Adama Michnika. Stąd tak gwałtowana reakcja rządu w Warszawie – z wezwaniem na dywanik ambasador a Szwecji w Warszawie) – by wyrazić swoje niezadowolenie z wyroku sądu w Göteborgu, oraz oskarżenia, że Szwecja nie respektuje prawa międzynarodowego mówiącego o ”ściganiu osób podejrzanych o zbrodnie przeciwko ludzkości”. Szwedom dostało się także za grzechy z czasów wojny i kolaborację z Niemcami, a w internetowych komentarzach przypomniano im Potop.
Szwedzkie sądy – w przeciwieństwie do wyobrażeń ministrów Prawa i Sprawieliwości o ”państwie prawa” – są niezależne i odporne na naciski polityczne. Polska dyplomacja w wykonaniu wiceministra spraw zagranicznych Szymona Szynkowskiego vel Sęk – który pouczał ambasadora Stefana Gullgrena – pokazała po raz kolejny, że ”wstaje z kolan” i nie liczą się już żadne ”dobrosąsiedzkie stosunki”. Niedługo jedynym sojusznikiem Warszawy zostanie… Moskwa.
Sprawa ”szwedzkiego” Michnika rozgrzewa prawicę, bo to świetny sposób dyskredytowania jego przyrodniego brata. Tak jakby odpowiedzialność zbiorowa była wpisana w prawo i sprawiedliwość powinna dosięgnąć nawet przyszłych pokoleń. Dziwne jest jednak, że wcześniej z podobną determinacją nie ścigano innego oprawcy (i to sensie dosłownym) czyli Józefa Bika (później występującego pod nazwiskiem Józefa Gawerskiego) – oficera śledczego UB, kierownika Wydziałów Śledczych WUBP w Gdańsku i Katowicach, odpowiedzialnego za represje wobec żołnierzy AK. Jako śledczy wyróżniał się wyjątkowym okrucieństwem. W WUBP w Gdańsku wraz z Janem Wołkowem prowadził latem 1946 śledztwo przeciw łączniczce i sanitariuszce 5 BrygadyWileńskiej AK Danucie Siedzikównie„Ince”, bijąc ją i poniżając. Przyczynił się do wydania na nią wyroku śmierci przez sąd 21 sierpnia 1946. Śmierć „Inki” zapewniła Bikowi awans. Dokładnie sześć dni po egzekucji Danuty Siedzikówy (w dniu jej 18. urodzin) 3 września 1946 Józef Bik został oficerem śledczym Sekcji II Wydziału Śledczego w centrali Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Również i on po 1968 roku wyjechał do Szwecji i tutaj zamieszkał (zmarł w 2008 roku).
Stefan Michnik – gdy z nim przeprowadzałem wywiad wiele lat temu – nie wyrażał żadnej skruchy i uważał, że zarzuty jakie mu stawiano były wymyślone. Mimo, iż dowody na jego udział w składach sędziowskich skazujących działaczy niepodległej Polski, były nie do podważenia. Dzisiaj ma 90 lat i mieszka w pilnie strzeżonym (jak wszystkie podobne) żydowskim domu ”spokojnej strości” w Göteborgu. Skruchy zapewne już nigdy nie okaże, bo nie utrzymuje żadnego kontaktu ze światem ”zewnętrznym”.
Sprawa Michnika pokazuje jednak jak w soczewce, że dla politycznych wewnętrznych korzyści i podsycania negatywnych emocji, można nawet ryzykować pogorszenie stosunków dyplomatycznych z państwem, które było przez ostatnie dwie dekady sojusznikiem Polski w Europie. (ngp)
En reaktion på ”Dorwać Michnika”