Bene Merito to medal przyznawany przez ministra spraw zagranicznych obywatelom polskim oraz obywatelom państw obcych za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. To honorowe odznaczenie ustanowione zostało 10 lat temu. Właśnie przyznano go mieszkającemu w Skövde Arturowi Szulcowi, jednemu z laureatów Nagrody Polonii Szwedzkiej, POLONIKI 2016 przyznawanej przez Nową Gazetę Polską. Zasługi Artura Szulca dla popularyzowania polskiej historii w Szwecji są nam dobrze znane. Więc to zaszczytne wyróżnienie jest jak najbardziej uzasadnione.
Tak o jednej z książek Artura Szulca pisał Aleksander Kwiatkowski:
Piąta w bogatym już dorobku historyka Artura Szulca książka poświęcona jest, w dobrze dobranym momencie 70-letniej rocznicy, powstaniu w getcie warszawskim (19.4-16.5.1943). Przywilejem i wygodą autora była możliwość oparcia się na wszystkich dotychczasowych opracowaniach i źródłach, także polskojęzycznych. W zestawieniu z nimi (patrz obszerna bibliografia) objętość pracy Szulca jest skromna, ale dobrze dopasowana do potrzeb szwedzkiego rynku wydawniczego i zainteresowania czytelniczego w tym zakresie.
Autorowi powiodło się wyważenie różnych, niekiedy kontrowersyjnych faktów i akcentów wywodliwych z bogatego materiału. Na szczególne podkreślenie zasługuje obszerna rekapitulacja udziału w powstaniu Żydowskiego Związku Wojskowego (ZZW), ustępującego do niedawna szerzej znanej ŻOB (Żydowskiej Organizacji Bojowej). Fakt ten zawdzięczamy w dużym stopniu zarówno temu, że z bojowców ŻZW prawie nikt nie przeżył, jak i wywołanym pobudkami ideowymi przemilczeniom w książkach i wywiadach, przede wszystkiem Marka Edelmana, a także Icchaka Cukiermana (’Antek’) i Simchy Rotema (’Kazik’), w dużym stopniu kształtującym obowiązujący kanon i obraz powstania.
ŻZW wywodził się z Betaru, młodzieżowej organizacji sjonistów-rewizjonistów Włodzimierza Żabotynskiego, i Edelman – przyparty do muru w jednym z późnych wywiadów – nie waha się określać ich mianem faszystów. Ich udział w pierwszej fazie powstania był jednak znaczny (w rejonie Placu Muranowskiego). Te fakty zaczęto nagłaśniać po roku 2000, ale już z 2-go wydania monografii powstania pióra Bernarda Marka (1959) dowiadujemy się sporo o ŻZW, a te same fakty były częściowo obecne już w wydaniu o pięć lat wcześniejszym, choć nazwa ŻZW ze względów cenzuralnych paść nie mogła.
Szulc ciągnie powstańczą historię ŻZW aż do końca kwietnia 1943, powołując się na pewne angielskojęzyczne opracowania, co w świetle aktualnej historiografii nie jest do końca dowiedzione. W sumie jednak duża uwagę poświęconą ŻZW uznać trzeba za chwalebną.
Przykre wrażenie robi natomiast afera rozpętana wokół książki i prowadząca do odwołania wieczoru autorskiego w Żydowskim Centrum w Lund (podobny odbył się bez zakłóceń i bez dyskusji w Sztokholmie). Zarzuty, sformułowane w recenzji niejakiego Gregora Flakierskiego w pismie ”Allehanda.se” (15.5.2013), dotyczą w głównej mierze właśnie jej wyważonego charakteru. Gdy Szulc podaje zgodnie z prawdą, że w latach 1918-35 miał miejsce w Polsce rozkwit żydowskiej kultury, który dopiero po śmierci Piłsudskiego obrócił się w pogromy i getto ławkowe, budzi to nieusprawiedliwione wątpliwości. W istocie ów rozkwit trwał aż do wybuchu wojny, np. w dziedzinie filmu w języku jidisz. Trwał mimo i obok numerus clausus i nullus. Te istotnie paskudne działania endecji i ONR-u, mające na celu ograniczenie wpływów żydowskiej palestry i służby zdrowia, jednak nie przekładały się na równoczesną wysyłkę już działających lekarzy i adwokatów do Berezy Kartuskiej (a wzory w tym kierunku – i dalej – istniały za zachodnią granicą).
Unikająca stronniczości i skrajności, neutralna postawa Artura Szulca to jedna z podstawowych zalet jego książki.
Aleksander Kwiatkowski