ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Samo przez się

Życie, jak je zdefiniować? Dożywotni, trochę śmieszny byt, uhonorowany przywilejem myśli, utrzymywany przy życiu błyskami boskiego dynama, nagrodzony świadomością? Akt duchowej odwagi zbierający światło i zamieniający je w życzliwie myśli i słowa? Świadomość zanurzona w mrocznej bezgranicznej gwiezdnej naznaczonej bezwzględną ciszą pustce? Echo głosów przypadkowych losów?

Życie zwalnia i intensyfikuje bieg, powstaje i znika, kierując się sobie tylko znanymi rytmami. Może, i na przekór świadomości, niema nic przedtem ani potem? Nic, co przebieg czasu potrafiłby zrozumieć i zarejestrować? Jeśli tak, nic innego nam nie pozostaje, jak brać chwilę, jaką jest (bacząc tylko by była uczciwa!).

Słońce rozsypuje tak wiele pięknych interesujących wzorów po dywanie czasu, że zafascynowany chwilą ani się obejrzysz, a tu już szarówka za oknami życia, wieczór. Niczego mądrego nie udało ci się niestety wymyśleć ani zrobić, ale nic to Basieńko! Istniejesz, jesteś, a życie cudowne takie! Już samo to warte wiele, wszystko.

Żyj teraźniejszymi chwilami człecze. Jak byś się nie wysilał, i tak z każdym dniem coraz mniej masz wspólnego z sobą wczorajszym, że ze zdziwieniem i rozrzewnieniem wspominasz swoje, dziś niedorzeczne, nieomal paradoksalne, niegdysiejsze zainteresowania, pasje, miłości, niechęci. Tak zazwyczaj dzieje się z paradoksem, tym owocem zatrutego drzewa, sprytną strawą demonów.

Nie rozum i nie libertynizm tworzą społeczeństwo. Tworzą je prywatne emocje, refleksje, osobista mobilizacja moralna, zerojedynkowa solidarność przeciw złu.

Chwilami zatrzymujesz się między słowami odnosząc wrażenie, że dopiero teraz odnajdujesz, w szparach pomiędzy stereotypami, zachowania prawdziwe, potwierdzające autentyzm twojej egzystencji. To w rzeczy samej nie daje odpowiedzi na szeregi pytań egzystencjalnych, ale zazwyczaj trochę pomaga na samopoczucie.

Czym jest cud osobowego istnienia, jeśli nie wydłubanymi ze społecznych konwencji i umownych etyk kropelkami rosy, szybko schnącymi na liściu łopianu? Czymże jesteś duszo, jeśli nie ogrodem pachnącym ziołami, morzami, górami, dolinami, rozśpiewanym promieniem dobra, gdzie dobrotliwa śmierć podawana jest jak miska gorącej strawy w głodny i chłodny dzień?

Wszystko, co żyje, umiera bez żadnego wyjątku,

Ale może się zdarzyć, że wraca,

By zacząć od początku

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar